Niezwykła historia polsko-białoruskiego małżeństwa bezdomnych. Dzięki pomocy strażnika miejskiego otrzymali mieszkanie!

Mamy wreszcie mieszkanie. Pomógł nam anioł w mundurze strażnika miejskiego. – Dostaliśmy nowe życie. Kto ma gdzie mieszkać, ten tego nie zrozumie. Dla nas to jak główna wygrana na loterii. A wszystko dzięki aniołowi stróżowi w mundurze straży miejskiej – mówi Marina Sawicka, która przez kilkanaście lat tułała się wraz z mężem po pustostanach.
Fot. Straż miejska Warszawa. Państwo Sawicccy podkreślają, że strażnik miejski Alfred Paplak jest ich aniołem stróżem.

Młodszy strażnik Miłosz Piątek i starszy inspektor Alfred Paplak kilka tygodni temu odwiedzili dwoje bezdomnych, którzy odebrali klucze do swojego pierwszego od wielu lat mieszkania na Woli. Nowi lokatorzy po kilkunastu latach życia w namiotach, opuszczonych garażach i pustostanach po raz pierwszy zamieszkali „na swoim”. Za regał i stół służą im na razie pomalowane na biało skrzynki po jabłkach, ale woda jest w kranach, a nie pada im na głowę, jest ciepło i bezpiecznie. Ktoś podarował lodówkę, ktoś inny kuchenkę mikrofalową. To na dobry początek. – Nareszcie mamy swoje klucze do mieszkania. Trudno nam jeszcze w to uwierzyć. Już zapomnieliśmy jakie to uczucie nosić klucze od swojego domu – śmieją się Marina i Bogdan Sawiccy.
Marina trafiła do Polski kilkanaście lat temu. Przyjechała z Białorusi. Wiedziała, że już tam nie wróci. Wybrała Polskę, choć nie przypuszczała, co ją czeka. Przez dziesięć lat imała się różnych dorywczych prac, ale nie miała gdzie mieszkać. W barze wietnamskim przy dworcu Zachodnim poznała Bogdana. Był bezdomnym. Dorabiał sobie wykonując drobne prace i „kierując” samochodami na parkingach. Zamieszkali razem w namiocie niedaleko dworca. – Najtrudniejsza była zima, ale jakoś ją przetrwaliśmy. Później mieszkaliśmy w różnych miejscach aż przed czterema laty trafiliśmy do opuszczonych garaży żandarmerii przy Obozowej. Tam poznaliśmy Fredzia Paplaka. I to był dowód na to, że Matka Boska nad nami czuwała – wspomina Marina Sawicka myjąc lustro w pokoju nowego mieszkania. Nad lustrem wisi święty obrazek z Matką Boską.

– Na początku 2015 roku zobaczyłem, jak byli w siebie wpatrzeni. Kiedy przywoziłem im paczki z jedzeniem lub ubraniami, on zawsze pamiętał o niej, a ona o nim. Nie nadużywali alkoholu, ona w ogóle nie piła. Pomyślałem, że razem mają szansę wyjść z bezdomności. Zacząłem im podpowiadać, żeby pomyśleli o wspólnej przyszłości. W grudniu 2017 roku w teatrze Kamienica, podczas spotkania przy opłatku dla bezdomnych, zapytali mnie, czy nie mógłbym zostać świadkiem na ich ślubie. Bez zastanowienia się zgodziłem. Ślub odbył się 30 grudnia. W pałacu w Pruszkowie podpisałem ich akt ślubu – wspomina st. insp. Alfred Paplak. Przyjęcie weselne odbyło się w pustostanie po dawnej garbarni przy ul. Burakowskiej. Było tylko kilka osób. I tylko jedno z pomieszczeń miało drzwi. (Więcej na temat ślubu Mariny i Bogdana Sawickich można przeczytać TUTAJ). – To te drzwi przekonały nas, że można tam zamieszkać. Mieliśmy podłączony prąd, był piec. Fredzio cały czas nam pomagał. Przyjeżdżał nie tylko służbowo z zupą czy paczkami. Dopytywał się, co nam potrzeba i doradzał. Przyprowadzał też ludzi z różnych fundacji i organizacji charytatywnych pomagających ludziom bezdomnym. To było chyba ważniejsze niż sama pomoc materialna. Strażnik miejski był dla nas jak starszy brat. To on namówił nas byśmy półtora roku temu złożyli wniosek do urzędu dzielnicy o mieszkanie socjalne – dodaje Marina.

Tymczasowe lokum na Powązkach jesienią 2018 roku miało zostać wysiedlone. Opuszczone budynki zaczęły zagrażać życiu. Sawickim groziła eksmisja na bruk, a zbliżała się zima. – Skontaktowałem się z zarządcą budynku i wręcz wybłagałem, by małżonkowie mogli chociaż przetrwać w tym pustostanie zimę. Pomieszczenie, w którym mieszkali, było czyste. Marina nie pije. Bogdanowi czasem się to zdarza, ale nie kończy się to agresją. Byłem pewien, że nic nie nabroją. Musiałem jednak stanąć na głowie, żeby znaleźć im jakieś lokum na przyszłość, bo następnej zimy już nie mogliby tam spędzić – opowiada st. insp. Paplak.

Wiosną komisja przyznająca dzielnicowe lokale socjalne zakwalifikowała małżeństwo bezdomnych do przydziału mieszkania. – W ostatnim dniu czerwca poszedłem do urzędu dowiedzieć się, na którym miejscu kolejki jesteśmy. Okazało się, że jest właśnie malutkie mieszkanie, pokój z kuchnią, ale jeszcze nie wyremontowane. Powiedziałem, że bierzemy takie, jakie jest. Nie chcieliśmy już dłużej czekać, sami robimy remont – dodaje Bogdan Sawicki.

W mieszkaniu brakuje jeszcze sprzętów, nie ma szaf i kuchennych szafek. Trzeba też podłączyć prąd, zamontować brodzik, powiesić żyrandole, dokończyć malowanie i zrobić różne drobne wykończenia. – To wszystko nie problem. Powoli to wszystko zrobimy. Ważne, że mamy już gdzie mieszkać. A najważniejsze, że na swojej drodze spotkaliśmy Fredzia Paplaka. Kto by pomyślał, że strażnik miejski będzie naszym aniołem stróżem. Aniołem, który odmieni nasze życie – kończy rozmowę Marina Sawicka.

Źródło: Straż miejska Warszawa

Facebooktwitterredditpinterest